Miasto, wernisaż żyć
Namalowany na betonie,
Zderzacz ludzkich hadronów, zakaz palenia balkonów.
Akcelerator nadzieji, główny aktor Bareji
Ul, mrowisko, puste blokowisko.
To my ludzie ćmy, od neonu do neonu, ćmy w służbie Babilonu.
Miasto, wernisaż żyć
Namalowany na betonie,
Zderzacz ludzkich hadronów, zakaz palenia balkonów.
Akcelerator nadzieji, główny aktor Bareji
Ul, mrowisko, puste blokowisko.
To my ludzie ćmy, od neonu do neonu, ćmy w służbie Babilonu.
Uśmiecha się arystoteles,
gdy ewolucję ukamieniowuje
egzegi monumentum
niby brat, a on sam z brązu
te lico, ta wstążka DNA na wieki zaklęta
a to nie tędy droga chłopcze co w nomenklaturze kradłeś księżyc.
Rozmawiam z doktorantem o mojej poezji
Doktor wszystkiego, i choć wie wszystko to nie wie nic
to czyni nas w parze
Pisze mi recenzje jak książka z fakultetu archaicznej literatury czynu z lat 2230stych
zawsze z tym samym zapałem
haunting, visceral, and thought-provoking. Its rhythmic, almost mechanical repetition creates an atmosphere of inevitability
stunning piece, filled with vibrant imagery and a profound connection to the natural world
deeply reflective, blending the scientific with the poetic to explore timeless themes of transformation and connection.
Juz widzę te plakaty na Boradwayu,
Te cytaty w produkcjach audiowizualnych
Kawa paruje, ja nie piję kawy, to nic, niech paruje
Podpisy, reczitale, wernisaże, apanaże,
Wszystko w zachodnich walutach,
Marynarz, kot w butach.
Fale muskały jego golenie,
nigdzie indziej nie były tak błękitne,
wierne,
jak pies, który kradł cień,
lazur pradawnej głębi,
wieczny luz,
365 dni błogości,
błysk nieoszlifowanego diamentu,
3 kroki do bezkresu,
lewitacja,
pimento czerwone jak świerza krew, słodkie jak ona, dające smak życiu
góry z pokorą klękające przy morzu, lekko wdychające afrykańskie powietrze.
Tup - tup!
Trup, trup
Hop - hop!
Zmrok, zmrok
Z krwawej czaszy się napij
Ona ci wszystko wyjaśni
Nie ma demokracji
Nie ma jej sporów i waśni.
Wszystko jasne, wszyscy jaśni.
Inni czarni, inni ciemni.
Wbijacze cierni, niewierni.
Puk - puk!
Trup, trup
Pif - paf!
Piach, piach.
Dziś zdehumanizowani, jutro ekshumowani
Łopocą proporce i flagi
Puchną żyły granic
Przestrogi historii na nic
Bo kto dziś czyta te bajki
Jedna prawda ich mami
Wycisną z nich krew ich lajki
Prosto do nieba czwórkami, setkami, milionami
Podkomendni instynktów
W mundury poprzebierani
Tup - tup!
Trup, trup
Hyc - hyc!
Ostatni błysk, nie ma nic.
Kurz...
Osiadł już.
Wśród świata róż.
Wśród prawdy złóż.
Pusz, kurwa, pusz
Nowe życie na wyspie móż
Pełen życia glamur
W pensówkach wypadłych pod kfc panu
Chleb nasz doczesny, bezkresny, nowoczesny
amu amu
niam niam
nikt nie skamlał, nie kłamał
nie miał
bo nie trzeba
o jeden Morison od nieba
Pracy i Chleba!
I trochę krewetek z kawiorem
Spaceru wieczorem
Nie bycia potworem
No chociaż tenorem
Matadorem
Wśród ślepych byków
Nosorożec!
Kiedyś brałem amfetaminę, dziś melatonine
Nosorożec!
Każdy sąd może orzec
Nie każdy sąd może dostrzec
I walę go w ryj, on wstaje
I staje się nieśmiertelny
I rządzi krajem głuchych
jak rząd nasz niepodzielny
Woda opływa kamień,
szlifuje go nanometr po nanometrze,
wokół mgnienia oddechów,
błyski emocji,
jęki tektonicznych płyt
wszystko to w ciszy wszechświata
ten szmer
nanoszurnięcie
Cząsteczki nie mogą się na siebie denerwować, cząsteczki mają tworzyć wiązania choćby i splątane.
Woda opływa kamień, resztki słonecznego światłą błyszczą się przez korony czerwonawych drzew.